Przegląd poczty [10]: Jesień idzie...

Jakoś szybko mi zleciał ten wrzesień. Niebawem nadejdzie czas na kosmetyczne i książkowe podsumowanie miesiąca (denko tym razem będzie mikroskopijne...), a tymczasem pokażę, co u mnie nowego.
Uwielbiam robić zakupy w tzw "tanich książkach" ;) Niektóre z tych księgarń są coprawda tanie tylko z nazwy, ale mam już kilka ulubionych miejsc. W Krakowie jest to zdecydowanie Skład tanich książek (czyli inaczej Dedalus) na Grodzkiej... nie jestem w stanie policzyć tych wszystkich wspaniałości, które udało mi się tam upolować. Jednak jak do tej pory, nie wiem dlaczego, omijałam księgarnie Matras - kojarzyły mi się z drogimi, "empikowymi" cenami - a to błąd! Otóż w Matrasach, jak pewnie część z Was dobrze wie, jest dział z przecenami  nawet -70% czy -50%. Jednym słowem - raj :) I właśnie przy okazji takiej szybkiej wizyty w tej sieci księgarń zakupiłam powyższe dwie książczyny - jedną w Krakowie, drugą w Katowicach. Lubię być fantastą to zbiór wywiadów z polskimi autorami zajmującymi się moim ulubionym gatunkiem literackim. Na ten tytuł polowałam już od dłuższego czasu a tutaj, zupełnym przypadkiem, znalazłam go w koszu książek za... 5zł! Wyobrażacie sobie moją radość? :) Druga książka to zbiór opowiadań Katarzyny Enerlich Oplątani Mazurami. Kolejny raz służę za przykład, jak skuteczna bywa współpraca z blogerami - o tej autorce do tej pory nie słyszałam, jednak trafiłam na bloga gdzie zrecenzowano jej książki i choć to nie moja stylistyka, coś mnie w tej recenzji zaciekawiło... na tyle, by chcieć sprawdzić "na własnej skórze" czy to coś dla mnie.
I jeszcze jedna książka! Tym razem jest to nagroda, którą udało mi się zdobyć w konkursie na blogu Pasje i fascynacje mola książkowego :) Strasznie jestem ciekawa tej książki, a tymczasem zapraszam na w/w bloga. Myślę, że jego tytuł oddaje bardzo dobrze to, co można tam znaleźć, ja często tam zaglądam. O, i wiecie co? Właśnie sobie uświadomiłam że to właśnie na tym blogu zobaczyłam pierwszy raz nazwisko Katarzyny Enerlich. Niezły zbieg okoliczności ;)
Tyle o książkach, przechodzę do nowinek kosmetycznych. Listonosz mnie w tym tygodniu nie omijał - powyżej możecie zobaczyć dwa produkty, które dostałam do testów. Peeling grejpfrutowy Stenders oraz preparat punktowy na niedoskonałości od Novaclear. Ten preparat to akurat kosmetyk, który najmniej z całej serii Novaclear miałam ochotę przetestować, ale marudzić nie będę i biorę się do roboty ;) Moją radość nieco zakłóca fakt, że kosmetyk który otrzymałam ma dość krótką datę (do listopada 2012) i z tego co wiem, nie tylko ja taki dostałam. Firma zapewnia na facebooku, że wysyłka produktów z kończącą się datą była pomyłką i wszyscy otrzymają jeszcze jeden produkt, tym razem z długim terminem przydatności... Jeżeli faktycznie tak będzie, to wszystko ok, uważam że to słuszne zachowanie firmy i wyjście z sytuacji "z twarzą". (Aktualizacja - dwa dni później dostałam drugą przesyłkę. Data do 2015, więc firma zachowała się bardzo uczciwie. Tylko znowu trafił mi się ten żel punktowy!) 

Co się zaś tyczy peelingu, to jest to chyba najbardziej ekspresowo załatwiona sprawa od czasu istnienia mojego bloga ;) Jednego dnia dostałam maila od Ofeminin.pl (bo to dzięki temu portalowi odbywa się testowanie) że zakwalifikowałam się do grona ekspertek, a następnego dnia kosmetyk był już u mnie! To lubię! Peelingu jeszcze nie miałam okazji użyć, ale nie mogłam się powstrzymać by go nie otworzyć - pachnie po prostu nieziemsko!
I jeszcze dwie przesyłeczki - próbka CelluOFF oraz mały CIF ;) Będę testować, choć zastanawiam się, czy w przypadku tabletek 10 dni kuracji (bo na tyle wystarczy próbka) ma prawo cokolwiek zmienić. Cóż - to się okaże. Jeśli zauważę jakąkolwiek różnicę, z pewnością opiszę to na blogu. (Edycja - dwa dni później dotarło do mnie drugie, takie samo opakowanie - chyba przez pomyłkę? Tak czy inaczej, z taką ilością testowanie nabierze większego sensu :)
Na koniec już nie przesyłki a zakupy. Zacznę od żeli - Cien z Lidla, wersja męska - chyba już wspominałam, ale lubię męskie kosmetyki ;) Kosztował jakąś zawrotną sumę w stylu 2.99, ciekawa jestem, czy będzie znośny. Oceania z kolei jest z Biedronki, kosztowała 2.60 i oprócz zabójczej ceny skusiła mnie również nietypową nutą zapachową (lawenda i patchouli). Ale najbardziej jestem dumna z mojego łupu w postaci Ziai - Żel rozgrzewający termo wyszczuplający. Na chłody będzie idealny - uwielbiam te rozgrzewające mazidła zimą i chłodzące latem. Tej serii jeszcze nie miałam okazji używać, choć od dawna miałam w planach. Wiecie co jest najlepsze? Normalnie kosztuje w okolicach 16zł a obecnie w Rossmanach jest "cena na dowidzenia" i zapłaciłam 6.99. Żyć nie umierać ;)

A, jeszcze jedno. Ze dwa dni temu gdzieś na Bangli wywiązała się dyskusja na temat Rossnetu - jak to jest, że mają od groma tych konkursów, brałam udział już "milion" razy w różnych a jakoś nigdy nie udało się wygrac i nawet nie znam nikogo, kto wygrał. No i wykrakałyśmy ;) dziś dostałam maila, że udało mi się wylosować nagrodę. Nie mam pojęcia jeszcze co to takiego, ale bardzo się cieszę. Kurcze, może ja powinnam w totka w tym miesiącu zagrać, numery mi jakoś dziwnie sprzyjają.

Tym optymistycznym akcentem kończę dzisiejszą notkę i zabieram się za przegląd Waszych blogów. Chwilkę mnie nie było i strasznie jestem ciekawa, co tam u Was :)

Popularne posty z tego bloga